2012.06.08 – do Kalwarii Zebrzydowskiej

128 km. 5 h

W tlenie. Nieźle się jeździło dzisiaj, pomimo wczorajszego tleniku. Wraca dawno nie widziana przyjemność z jazdy, ten stan kilkugodzinnego nicniemyślenia z muzą na uszach. Jutro powtórka, jeśli organizm pozwoli to plan na długi weekend to 500 km.

2012.06.07 – Szosą na Wolbrom

5 h, 130 km.

Trochę się rozjeździłem. 130 km przez Olkusz do Wolbromia w tlenie. Wyraźnie czuję, że zaczyna mi się jeździć. Czerwiec przeznaczony na robienie kilometrów. Może uda się wystartować w Michałowicach 🙂 

2012.06.02 – Rysy do Rysy

Postanowiliśmy zakończyć sezon zimowy w Tatrach i przypieczętować go wejściem na Rysy.

„Grópa Gurska” w miejscu „Gdzie stają konie”. Tu stoją Lukcio, Andy, Kubak, MisQ. Końcówka drogi do Moka, za nami Rysy i Mięgusze.

Dzień był pełen dziwnych zdarzeń i przygód. Nad Morskim Okiem pasł się spokojnie taki stwór. Był równie przejęty naszą obecnością jak krowa na pastwisku. Nie bardzo go zidentyfikowaliśmy. Młode jelenia płci żeńskiej czyli łaniątko?

 Jak bardzo się nie przejmowała obecnością ludzi widać na tym zdjęciu. „No i co się gapisz, ja tu mieszkam”

Tam idziemy. Trafiliśmy w okienko pogodowe, chociaż wiało zacnie.

Kolejna przygoda spotkała nas, mnie na obejściu Czarnego Stawu nad Morskim Okiem. Chłopaki przeszli, a pode mną ścieżka się załamała. Na szczęście nie odjechała od razu i chociaż upadłem mogłem się na niej wesprzeć i przy użyciu kija wygramolić.

Zaczyna się śnieg. Czas włożyć raki.

Andy trawersuje, a Czarny Staw się oddala. MisQ rzadko kiedy jest na zdjęciach, ale co ja poradzę, że robi najlepsze ujęcia.

Zrobiło się stromo i twardo. To jest moment, w którym zdecydowałem się zawrócić. Nie czułem się pewnie. Na dodatek moje miękkie buty gięły się przy każdym kroku. Na takie warunki tylko sztywna podeszwa. Andy i MisQ idą dalej.

D

Dotarli do Rysy i postanowili również zrobić wycof. Było zbyt twardo.

Z Lukciem poczekaliśmy aż chłopaki wrócą i ruszyliśmy w dół. Początkowo z pewnym niedosytem, ale kolejne doniesienia TOPRu o wypadkiach pod Rysami tego weekendu kazały nam myśleć, że po prostu włączył się rozsądek.

Zakończenie sezony uczciliśmy szalonym biegiem z plecakami asfaltem do Palenicy, ścigając się z MisQ o wygranie wycieczki. 

Czas rozpocząć sezon letni w Tatrach. Zostało nam tylko kilka szczytów po polskiej stronie i całe Tatry Słowackie. Dobra perspektywa.

2012.05.29 – do Skawiny po pracy

2 h 50. 65 km

Dojazdy do pracy dotąd budziły mnie niezawodnie, zwłaszcza odcinek Nowy Kleparz – Rynek Dębnicki przebywany Alejami. Nauczyłem się jeździć w tym ruchu kiedy po prawej mam autobus na wyciągnięcie ręki, a po lewej koło tira na wysokości głowy, ale sam przed sobą przyznawałem, że to jest kuszenie losu. Dlatego, kiedy moje biuro przeniosło się na ul. Smoleńsk zrezygnowałem z tego sportu ekstremalnego i grzecznie jadę Długą itd.

2012.05.25 – rower

Rowerem na zachód. 90 km. 3 h 30 min.

Co ciekawego można kupić mając złotówkę w kieszeni? Np. przeprawę przez Wisłę promem w Czernichowie i obudzić trochę wspomnień. 

Przypomniałem sobie, że kiedyś, kiedy jeszcze dziennikarzyłem spędziłem niezapomniany dzień z przewoźnikiem wysłuchując o przygodach tego promu. Od pijanych traktorzystach wjeżdżających nocą na prom, który akurat był po drugiej stronie Wisły, o tym jak poświata księżyca wygląda nad ranem, a nawet o tym jak kiedyś prom stał się samodzielną jednostką pływającą i zerwawszy liny ruszył w stronę Krakowa. Powstał z tego tekst, którego tytuł pamiętam do dzisiaj „Charon z Czernichowa”. Niestety nie mam zszywki gazet sprzed 20 lat. O rany!