Bieganie. 7 km, po pagórkach z Młodym. Młody poprawił wydolność i zasuwał wokół mnie elektron.
Autor: kuba
2011.12.14 – Spinning i siłownia
1 h rower stacjonarnie + 2 obwody na maszynach. Ćwiczenia na nogi, grzbiet i klatkę. Niestety mam jakiś stan zapalny łokcia, podejrzewam, że po ściance, gdzie braki techniki nadrabiam rękami. No nic trzeba będzie podleczyć do następnego poniedziałku.
Układam sobie właśnie plan treningowy. Ciekawe, ciekawe jak tu wcisnąć i nie paść:
– przygotowania do sezonu rowerowego
– siłownię
– bieganie
– ściankę
– wyjścia na skitury
No tak, ale niektórzy przygotowują się do triathlonu, czy ironmana i potrafią godzić trzy dyscypliny na maksa więc trzeba poobserwować jaka sekwencja jest najlepsza.
2011.12.13 – spinning
2 h
Spinning czyli indoor cycling, czyli rower stacjonarny z kołem zamachowym pod dachem. Zmieniłem klub, teraz chodzę do Fitness Młyn, gdzie używają do wspólnych zajęć rowerów innego producenta i nie może to się już nazywać spinnig.
To może mniej istotne. Ważne, że 2 godziny kręcenia bez przerwy. Obciążenia małe i średnie. Tętno skacze jak głupie, ale to już znam – za dwa tygodnie się uspokoi.
Dobrze się poczułem, że coś znowu robię.
2011.12.12 – siłownia
Chyba czas zacząć regularnie się ruszać. Jutro pierwszy indoor cycling, spinning czy jak to tam zwał
2011.12.11 – Starorobociański Wierch.
Znów Tatry, znów ta sama zła myśl o wstawaniu o 4 rano i ten sam zachwyt 4 godziny później, gdy idziemy Chochołowską. Ekipa stała: Andy,Lukcio, MisQ i ja. Cel ten sam co dwa tygodnie temu – Starorobociański Wierch.
Więcej relacji w podpisach pod zdjęcia (większość zdjęć autorstwa Lukcia)
Nudnawa i śliska Chochołowska, no cóż, wszystkie atrybuty drogi do raju. Andy, MisQ i Lukcio.
Z Chochołowskiej odbijamy szlakiem na Trzydniowiański wierch. Najpierw jest stromo, później robi się ślisko, a na granicy lasu i kosówki zalega świeży śnieg. Zakładamy stuptuty (ochraniacze na nogawki), ja wpinam się w raki i idziemy. MisQ grozi, że zostawi mnie na szlaku.
Im wyżej śniegu więcej, wyłaniają się też przysypane szczyty. Przed nami punkt docelowy naszej wycieczki sprzed dwóch tygodni – Wołowiec 2064 m.n.p.m
Zbliżamy się do Trzydniowiańskiego. 1768 m.n.p.m. Na grani śniegu mniej, tu i ówdzie zlodzone płaty.
Zostaję w rakach. Podeszwy mam dość śliskie. Opanowałem już technikę poruszania. Kalkuluję, że pewność stawiania stopy w każdym kroku zwróci się w ciągu całego dnia, kiedy nie będę potrzebował walczyć ze ślizgającymi się stopami.
Pierwsze tej zimy zaspy i nawisy. Mamy -5 st., wieje umiarkowanie. Pogoda rehabilituje się za wybryk sprzed dwóch tygodni. Lawinowa 1. Obserwuję uważnie nawisy i nawiane pola śnieżne. Po ubiegłotygodniowym wykładzie specjalisty od lawin z TOPR (w ramach Krakowskiego Festiwalu Górskiego), doświadczeniach ubiegłej zimy, lekturze książek i for internetowych staram się szacować lokalne niebezpieczeństwo, ale poza dużą łatą na zboczach Starorobociańskiego i miejscowych nawisach nie widziałem potencjalnych zagrożeń. Co oczywiście nie oznacza, że ich nie było.
Osiągamy Trzydniowiański. Nie wiedzieć dlaczego mój chwilowy odpoczynek skojarzył się Lukciowi ze zdjęciem poniżej…
…tajemniczego ciała na szczycie Aconcagui…
Kontemplacja Trzydniowiańskiego
W ciągu całego dnia (9 h wędrówki) spotkaliśmy 9 osób 🙂 To jeden z powodów, dla których w Tatry należy chodzić zimą.
Na południowych stokach śniegu symbolicznie.
Starorobocianski 2176 m. Świętujemy zdobycie i przygotowujemy się do ucieczki. Tymbark (na pierwszym planie) w plecaku Lukcia już zamarzł i dmuchało naprawdę mocno.
Wiejemy więc w stronę Siwej Przełęczy. Tam mamy zdecydować czy wracamy do Doliny Starorobociańskiej, czy dorżniemy się idąc przez Grzbiet Ornaka
Na północnym zboczu Starorobociańskiego.
Siwa przełęcz. Nie czekałem na chłopaków, ruszam w stronę Ornaka. I tak mnie dogonią.
Tu trenowałem zagadnienie. Raki na skale. Udało się.
Robi się bajkowo. Godz. 15. Przed nami Ornak – ostatni cel dzisiejszej podróży, w oddali Błyszcz.
Zmierzch w górach.
Po bezpiecznej stronie. Dzisiaj wszystko się układało. Pogada, wyliczenie czasu. Dlatego granicę kosówki osiągamy o zmierzchu. Można zaliczyć dupozjazdy.
Stąd jeszcze półtorej godziny przez las i dolinę. Pizza przy Szymoszkowej i o 22 w Krakowie.
2011.12.09 – Bieganie
45 min, trucht i marsz
2011.11.29 – ścianka
Regularnie, razem z PePe, a ostatnio również z MisQ chodzę na ściankę. Dla opisu tej aktywności nie używam żadnych większych słów. To dla mnie zajęcia ogólnorozwojowe bardziej, niż wstęp do wspinaczki. Zakładam, że umiejętność asekurowania i obycia z uprzężą oraz przyrządem asekuracyjnym może się przydać podczas naszego narciarstwa wysokogórskiego, choćby po to żeby przejść bezpiecznie oblodzoną sekcję. Popełniam wszystkie błędy nowicjusza, etc. ale mnie to bawi.
2011.11.27 – Wołowiec
Chochołowska-Wołowiec-Rakoń-Grześ-Chochołowska
Tatry Zachodnie… nas pokonały. Po wejściu na Wołowiec mieliśmy -5 st., wiatr, śnieg i co raz mniejszą widoczność. Zrezygnowaliśmy z wycieczki na Starorobociański Wierch, poszliśmy w stronę Rakonia i Grzesia.
Jeden z niewielu fragmentów zmrożonego śniegu. Poza tym były skały, lekko przypruszone świeżym opadem
Na szczycie Wołowca. Zaczynaliśmy przymarzać
Nie wszystko poszło dobrze. W drodze na Grzesia.
2011.11.21 – Inne sporty
Jak w tytule
2011.11.13 – Świnica i Mały Kozi
Znów w Tatrach. Tym razem Zakopane-Kalatówki-Przełęcz pod Kopą Kondracką-Kasprowy Wierch-Świnica-Zawrat-Mały Kozi Wierch-Kozia Przełęcz-Dolina Gąsienicowa-Zakopane.
Ledwie żyję. Wycieczka z Lukciem i PePem. Piękna pogoda, mniej bezpiecznie niż zawsze. Trochę śniegu i lodu na trudnych fragmentach. Przejechało mnie okrutnie.