75 km. Wycieczka z lajtowiczami z forum rowerowania. Kolejny piękny listopadowy dzień – to stwierdzenie brzmi jak banał, ale w kraju, w którym zima trwa 6 miesięcy nie jest banalne.
Na trasie ze Scorpionem w okolicach Skały Kmity. Fot. Halina
75 km. Wycieczka z lajtowiczami z forum rowerowania. Kolejny piękny listopadowy dzień – to stwierdzenie brzmi jak banał, ale w kraju, w którym zima trwa 6 miesięcy nie jest banalne.
Na trasie ze Scorpionem w okolicach Skały Kmity. Fot. Halina
Tatry pieszo: Palenica Białczańska-D5PS-Szpiglasowy Wierch-Morskie Oko-Palenica Białczańska
Relację umieściłem na rowerowaniu (link)
Poniższe zdjęcie to clue tej wycieczki. Fajny spacer po późnojesiennych górach zakończyliśmy zupełnie niesamowitym wieczorem nad Morskim Okiem. Najczęściej odwiedzane przez spacerowiczów miejsce w Polskich Tatrach po zmroku wyludniło się i okazało swoją magię. Lukcio przymierzał się do tego zdjęcia dobre 20 minut, w końcu udało mu się połączyć długi czas naświetlania z bezruchem grupy oświetlonej wyłącznie czołówkami. Za nami, w tle i chmurze są gdzieś Rysy.
60 min. Wreszcie się zmęczyłem podczas biegu. Tylko jedna 3 minutowa przerwa na rozluźnienie bolącej łydki, a reszta to bieg po pagórkach wokół domu. No, wreszcie to wygląda jak wolny, toporny, ale bieg.
Zainicjowałem nową dyscyplinę sportu. Napiszę coś więcej jeśli uda się utrzymać regularność. Na razie będzie występowała jako inne sporty
50 km, po dolinkach z avg speed 18 km.
Znalazłem kolejny szlak w mojej- jakby się wydawało – wyeksplorowanej do cna Dolinie Prądnika. Będzie jak znalazł wiosną do poprowadzenia wycieczki pod nazwą „Setka w Dolinie Prądnika” czyli od początku czerwonego szlaku do Pieskowej Skały i z powrotem z licznymi meandrami. W linii prostej taka trasa ma 50 km, ale modyfikacje dadzą drugie 50 i jak sądzę sporo przewyższeń.
Nie odmówiłem sobie wejścia na skałę dla takiego widoku jak na zdjęciu. Zejście w rowerowych butach z kołkami dostarcza sporo adrenaliny. Oczywiście wejście i zejście od strony krawędzi doliny, nie z dołu.
Ustawka to nowa tradycja rowerowania. 2 x do roku spotykamy się na nieformalne zawody na Pagórkach Pychowickich i ścigamy po ścieżkach, gdzie drogę wskazują strzałki wysypane mąką 🙂 Nie miałem zamiaru się ścigać. Nie jeżdżę, ale startować oczywiście wystartowałem, jadąc for fun ramię ramię z Przemem z rowerowania. Nawet takie lajtowe jechanie lekko mnie sponiewierało, ale to nie dziwi.
Wygrał Buli i to też nie dziwi, bo w tym roku jeździ świetnie. Wielkie brawa za ściganie się na maksa do końca, to oznaka szacunku do rywali, nawet jeśli żadnego nie miał w zasięgu wzroku.
W sumie 55 km, około 2 h 50 min.
10 km. Polami w nocy, przy świetle czołówki do Krakowa. Urokliwy trucht. Biegłem po pompkę do amortyzatora pożyczaną od PePe. Wróciłem autobusem. Powrót – kolejne 10 km – to za dużo. Wydolnościowo ok, ale ciągle ścięgna i drętwiejące mięśnie utrudniają bieganie. Nie chcę tego forsować dlatego parę dni przerwy.
Biegłem po pompkę, bo przy próbie napompowania zeszło całe powietrze z amortyzatora. Na szczęście okazało się, że to pompka, a nie zawór w foxie.
Jesienne alejki
1 h. Moje bieganie to ciągle marszo-biegi. Wydolnościowo bez problemu na wolne tempo truchtu, tylko ciągle coś boli, głównie w lewej nodze, gdzie mam lekko zmasakrowane śródstopie po pewnym meczu w koszykówkę.
55 min. Nocne bieganie po pagórkach z Młodym. Młody jest aktualnie żołnierzem wiec instruował mnie w nocnym bieganiu i bieganiu pod górę. Podobno trzeba patrzeć blisko pod nogi, wtedy nie traci się rytmu. Coś w tym jest.
Na szczęście lekkie rozbieganie sprzed choroby nie ulotniło się całkiem.
30 km rower + 1 h truchtania i maszerowania.
Chyba muszę zmienić strój. Biegam w szerokich spodniach i białych adidasach. Wczoraj, biegnąc po chodniku wzdłuż Praskiej zostałem pozdrowiony klaksonem i przyjaźnie uniesioną ręką od krótko wygolonego pasażera, mocno przypakowanej załogi czarnego mercedesa. A może nie zmieniać? Tylko dokupić takie spodnie z trzema paskami?