2011.11.27 – Wołowiec

Chochołowska-Wołowiec-Rakoń-Grześ-Chochołowska

Tatry Zachodnie… nas pokonały. Po wejściu na Wołowiec mieliśmy -5 st., wiatr, śnieg i co raz mniejszą widoczność. Zrezygnowaliśmy z wycieczki na Starorobociański Wierch, poszliśmy w stronę Rakonia i Grzesia. 

 

Jeden z niewielu fragmentów zmrożonego śniegu. Poza tym były skały, lekko przypruszone świeżym opadem

Na szczycie Wołowca. Zaczynaliśmy przymarzać

Nie wszystko poszło dobrze. W drodze na Grzesia.

2011.11.13 – Świnica i Mały Kozi

Znów w Tatrach. Tym razem Zakopane-Kalatówki-Przełęcz pod Kopą Kondracką-Kasprowy Wierch-Świnica-Zawrat-Mały Kozi Wierch-Kozia Przełęcz-Dolina Gąsienicowa-Zakopane.

Ledwie żyję. Wycieczka z Lukciem i PePem. Piękna pogoda, mniej bezpiecznie niż zawsze. Trochę śniegu i lodu na trudnych fragmentach. Przejechało mnie okrutnie.

2011.11.05 – Szpiglasowy Wierch

Tatry pieszo: Palenica Białczańska-D5PS-Szpiglasowy Wierch-Morskie Oko-Palenica Białczańska

Relację umieściłem na rowerowaniu (link)

Poniższe zdjęcie to clue tej wycieczki. Fajny spacer po późnojesiennych górach zakończyliśmy zupełnie niesamowitym wieczorem nad Morskim Okiem. Najczęściej odwiedzane przez spacerowiczów miejsce w Polskich Tatrach po zmroku wyludniło się i okazało swoją magię. Lukcio przymierzał się do tego zdjęcia dobre 20 minut, w końcu udało mu się połączyć długi czas naświetlania z bezruchem grupy oświetlonej wyłącznie czołówkami. Za nami, w tle i chmurze są gdzieś Rysy.

2011.09.18 – Czerwone Wierchy i Jaskinia Mylna

Klasyczna, jesienna wycieczka z Kuźnic, przez Czerwone Wierchy, Halę Ornak, Jaskinię Mylną i Dolinę Kościeliską.

Zebrało nas się aż 10 osób, w takiej grupie tempo musiało być wycieczkowe. I takie było, i dobrze. W takiej grupie Zawsze ktoś ma plaster do przylepienia na piętę, buta do zasznurowania, zdjęcie do zrobienia, czekoladę do zjedzenia albo po prostu chwilę mentalnego zawieszenia na „widoku co zapiera”.

 

Tak było i tym razem. Chwilę po 8 byliśmy w Kuźnicach, stamtąd żwawo na przełęcz pod Kopą, Kopę Kondracką. Trasa znana. Jesienne liście situ skucina barwą wierchy na rudo, wiatr wieje tak, że można się na nim położyć, a resztę opowiedzą zdjęcia.

Część ekipy na szczycie Małołączniaka. Wiało okrutnie. Od lewej Iza ze stabilizatorem kolana po ostatniej przygodzie na Orlej Perci; Tomek; Andżelika i Aśka, obie maratonki, czemu dawały wyraz prąc cały czas na szpicy; Andy w tatrzańskim polarku oraz Mirek, supermaratończyk, wytrzymałościowiec, uczestnik rajdów przygodowych. Kiedy tylko zapomniał zwalniać kroku żeby na nas czekać ginął nam z oczu w minutę.

Ruszamy na Krzesanicę.

Iza napiera

Kopczyki kamienne na szczycie Krzesanicy, czyli poprawianie natury. Nie wiadomo kto, nie wiadomo po co. W Himalajach poległym, poza szlakiem dla nawigacji, ale tu na łatwym szlaku tatrzańskim?

Krysia, Agnieszka i Versus przeprowadzają lustrację terenu oraz łapią trochę słońca, bo z tej strony grzbietu nie wiało.

Znów udała nam się pogoda. Za plecami mam Chudą Przełączkę, kończącą masyw CZW.

Zejście z CzW. Widziane okiem Versusa (autor zdjęcia poniżej)

A to obietnica, że będą kolejne zdjęcia, kiedy Versus je wrzuci do sieci. (ps. już są, link : https://picasaweb.google.com/106208053247963761969/CzerwoneWierchy#

Stąd już prosta droga do Doliny Kościeliskiej przez Kiry.

Ruszamy w stronę Hali Ornak

Jeszcze tylko podejście do Jaskini Mylnej, która znajduje się u stóp wyniosłej Raptawickiej Turni. To najciekawsza tatrzańska jaskinia  do przejścia bez przewodnika. Pokonuje ją się kucając i przeciskając się na czworaka. W wielu miejscach trzeba zdjąć plecak i przesuwać go przed sobą. Jaskinia choć krótka (300 m  szlaku, ok 1/5 całej) to zrobiła na mnie wrażenie, tym bardziej, że z Andy byliśmy w niej sami (reszta ekipy albo już była, albo oszczędzała ubrania). Miejsce tajemnicze, warte zobaczenia daje zapewne przedsmak tego jak to jest być grotołazem.

Poniżej próbka fotografii Versusa

Wejście do J. Mylnej

Czołówki się przydały

Przypomniała mi się przygoda z górnictwem sprzed lat.

2011.07.23 – Orla Perć

Z cyklu pierwszy raz. Zaawansowana turystyka piesza po Tatrach. Trasa Zakopane-Murowaniec-Zadni Granat-(Orla Perć)-Krzyżne-D5SP-Zawrat-Murowaniec-Zakopane. 31 km, 13 h (w tym 9,5 h w ruchu). Pierwszy raz na łańcuchach, klamrach. Uch… Robiło to na mnie wrażenie.

Ruszyliśmy z Krakowa z Andy i MisQ kolegami z drużyny. Cel to przejście Orlej Perci w jeden dzień. Dla mnie sporo zważywszy, że to mój drugi w życiu wypad w Tatry na piechotę, a za pierwszym razem najwyższym szczytem była Kopa Kondracka. Ciekawa kolejność moich „pierwszych razów” – najpierw zjechałem z Zawratu na nartach, a dopiero w pół roku później wybrałem się tam na piechotę.

Cel naszej wyprawy: Orla Perć. Zastanawiałem się czy nie zrealizować planu B i nie spędzić soboty przy piwie w tym pensjonacie.

Jednak duch walki zwycieżył i właściwie zabezpieczeni przed słońcem ruszyliśmy na trasę.

Biegnąc prawie dotarliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Jasny żleb po środku kadru to Karb. Niechybnie cel wyprawy skiturowej w tym sezonie. Prawda PePe?

MisQ, Andy i ja. To zdjecie z komórki trafiło od razu na stronę rowerowanie.pl, gdzie śledzono losy ekspedycji.

Z tego miejsca na Granaty weszliśmy w nieco ponad 1 h 20 min, kontynuując grę w HR. Przegrywał ten, który w momencie wywołania miał najniższy puls

 Tatrzańskie szlaki. Nie mogę się nadziwić ile pracy kosztowało ich wytyczenie ułożenie. Już nigdy nie będę unikał płacenia biletu wstepu.

W drodze na Granaty, za nami zjawiskowy Czarny Staw, Karb i wszystkie troski tego świata.

Zawrat (przełęcz najbardziej po prawej) widziany ze zbocza Granatów. Będziemy tam za 6 godzin

Już na Orlej. Oswoiliśmy się z wysokością, czas na rozejrzenie się wokół.

Tędy zaraz pójdziemy

Razem z Andy pozujemy MisQ do zdjecia.

Zsuwam się, Andy kontempluje (czerwony polarek na dole).

Dolina 5 Stawów Polskich i urodziwa Siklawa.

To już końcowe fragmenty Orlej. Łańcuchy ustępują baardzo eksponowanemu szczytowemu fragmentowi. Wdrapujemy się na W. Buczynową Turnię (chociaż to chyba zdjęcie zrobione tuż za szczytem). Dobrze, że nie wiało.

Krzyżne. Jeśli trzech facetów decyduje: czy rozsądnie wrócić doliną Pańszczycy do Murowańca, czy zarżnąć się przed D5SP i Zawrat. Wynik pewny – zarżnąć się. Moja mina mówi – wiedziałem, że tak będzie.

Okazujemy urządzenia do sprawnego poruszania się w dół. Wszyscy jesteśmy zgodni, że trening kolarski się przydaje. Piszę te słowa 48 h po zakończeniu wyrypy. Nadal nie potrafie zejść po schodach bez przytrzymywania się ściany.

Kilometr w poziomie, 300 metrów w pione. GPS służył do rejestracji, nawigowałem nim tylko raz.

 No cóż. Euforii zwycięzców to tu nie widać. Zgodnie z team orders wygrałem etap na Zawrat.

Robi wrażenie i pomyśleć, że…

…tak to miejsce wyglądało 12.03. Troszkę przyjaźniej, nie licząc tego, że nie wiesz czy góra nie ruszy w dół. Niemniej jednak dało się zjechać na nartach, ale teraz…

…nart niet. Zsuwamy się z Zawratu. Metr po metrze. Na nartach było łatwiej.

Taki widok pod stopami każe uważać na każdy ruch, własnie zaczynało kropić. Po prawiej stronie kawałeczek Zmarzłego Stawu.

Tu było naprawdę stromo i ślisko. Nawet MisQ przez chwilę przestał żartować

Tuż po zejściu nad Czarny Staw Gąsienicowy Granaty i Zawrat zostały przykryte przez chmury. Tego dnia wszystko nam się udawało. Pogoda od rana, decyzja żeby iść odpuszczając szarlotkę w Dolinie 5 Stawów Polskich. Gdyby nie to wisielibyśmy w tej chmurze na łancuchach Zawartu. Brr…

Andy wygrał etap do Murowańca

Godz. 19. Kwaśnica w Murowańcu. Jakby mniej ciętych ripost i błyskotliwych wypowiedzi. Jeszcze tylko ibuprom na wszystko co naderwane, naciągnięte i otarte…

i…i powółcząc nogmi schodzimy do Zakopanego. Po drodze dostajemy jeszcze taką kiczochę od natury. Właściwie to zdjecie jest kiczowate, a w rzeczywistości to wyglądało… jak zachód słońca w Tatrach po całym dniu wyrypu. Trzeba zobaczyć.

Fotografie MisQ, Andy i ja.