2011.07.17 – lajt z Zielonymi

78 km, 4 h.

Wycieczka z chłopakami z zielonej drużyny. Leniwie do Pieskowej Skały w sposób nieoczywisty czyli ścieżkami z moich samotnych przejażdżek, z przystankiem na karkówkę i piwo.

 

 

Po zjeździe z Woli Kalinowskiej do DP straciłem tylny hamulec, sprężynka odwodząca i podtrzymujaca klocki zawinęła się i nie dała wyprostować. Zdjęcie Lesław, rower trzyma Leszek.

2011.07-09 – seeetka

105 km. 5 h 20 min.

Formo! Formo! Gdzie jesteś. Po 10 km miałem zamiar wrócić, ale spotkałem Lesława i głupio mi się zrobiło. Skoro On po złamaniu przygotowuje się do startów, to ja po 2 miesięcznej przerwie powiniem tym bardziej. No, ale bolało dzisiaj, na podjazdach nogi z gumy, tętna niebotyczne. 170 to norma, ale setka pękła.

Jutro powtórka.

2011.06.24 – widziane z boku

Pojechałem pokibicować chłopakom z drużyny Andy`emu, PePemu i Maciowi, którzy dzielnie walczyli na MTB Trophy. Wolę jednak uczestniczyć. Co tu dużo mówić – zazdrościłem chłopakom 4 beskidzkich etapów. Pomogłem kilku osobom na bufecie, a później wsiadłem na rower i przejechałem wiekszą część etapu na Klimczok. Słaby jestem. 30 km ujechało mnie konkretnie, a gzie tu 70,  a gdzie 4 etapy. Nie dziwota, jak się nie jeździ to nie ma z czego mieć pary. Jedyne co jest pozytywne to zjazdy. Sprawiają mi dużo radochy. Oczywiście znów złapałem gumę. Moja żartobliwa teoria, którą odpowiadałem pytany o moje bezdętkowe zamiary okazała się słuszna: dotąd nie łapałem gum, bo za wolno zjeżdżałem.

 

Bufet na IV etapie MTB Trophy. Fot. Versus

W ogóle ostatnio więcej kibicuję niż biorę udział. Także w MTB. Czas to zmienić.