2010.05.24 – śmiganie po błocie

110 km, 5 h 10 min. Jazda terenowa po Dolinkach.

Po trudniejszym okresie wróciła mi motywacja. Zainspirował mnie Buli, którego w sobotę spotkałem w Doline Prądnika. Zadowolony, uśmiechniety, ubłocony od stóp do głów, mówiłący, że wraca na giga i coś w rodzaju, że radość z jazdy jest najważniejsza a reszta nie. Padły tam inne 🙂 określenia, ale wymowa była taka. Po raz setny przypomniałem sobie, że właśnie po to jeżdżę wiec w niedzielę lansowałem się wśród spacerowiczów pokryty błotem. Nb. tętno przeciętne z wycieczki wyszło mi wyższe niż maratonu w Złotym Stoku 🙂

Dwie uwagi.

Jeśli ktoś, np w Cyclocentrum powie Wam, że smar shimano ma podobną trwałość do Rohloffa to nie wierzcie, chyba że jeździcie na szosówce. Wczoraj od 40 km jedynym moim smarem była woda z bidonu. BTW na całkiem długo cichnie łańcuch.

Selle Italia SLR, którą do testów pożyczył mi Michał Spootnick rządzi. Co za siodło. 5 h bez przerwy, a czułem się jak na starym dobryn sdg bell air, na którym moje cztery litery spędziły trzy lata

2010.05.11 – tlen

2 h 10 min. 58 km.

Wytrzymałość tlenowa. W poniedziałek był rozjazd 27 km.

Muszę coś zmienić w pomyśle na treningi. Koncepcja na przygotowanie metodą start + jeden trening mocny w tygodniu + 2 słabsze chyba się nie sprawdzi. Zobaczymy jeszcze Złoty Stok, jeśli się uda bez awarii dojechać, ale coś czuję że to równia pochyła. Świadczą o tym wyniki ze Zdzieszowic.

2010.05.05 – wysoka kadencja

1 h 30 min, 38 km

Tabata x 2 i interwały na wysokiej kadencji 5 x 2 co 2 min.

Jak się można było domyśleć pierwsza tabata poszła kiepsko. Tętno do 160 i nie chciało iść dalej, inaczej niż batonik, który miał zamiar mnie opuścić. Zgodnie z radą Lesława, na słabo idąca tabatę najepsza jest … druga tabata. Rzeczywiście, odblokowało się. Poziom tętna nie rewelacyjny 166, ale przetkało.

Cytat na dzisiaj, ale odnoszący się do maratonu w Karpaczu, gdzie pisałem o maksymach, towarzyszących moim zjazdom. Znam jeszcze jedną, ale nie wiem czy kiedyś będę potrafił ją stosować w pełni : „Sekret kolarstwa górskiego jest prosty: im wolniej jedziesz, tym bardziej bardziej pewne, że się wywrócisz – Julie Furtado., amerykańska kolarka górska.

To taka bardziej cenzuralna wersja MisQ-owego „Nie hamuj, k… nie hamuj”

2010.04.24 – test ok

50 km, 2 h 15 min

4 x 1 min co 3 min, kadencja wysoka pod mleczan (tętno do 160). Wprowadzenie do jutrzejszego wyścigu Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej w Daleszycach

To był też test po środowej przygodzie na podjeździe pod zoo. Przeszedł pomyślnie. Piękna wiosna, jutro maraton, wiec poza testem miałem tylko wycieczkę, za to w jakim stylu: bulwarami w strone Tyńca z napotkanym towarzystwem zaprzyjaźnionej ekspertki od spraw zdrowia wszelakiego.

A propos zdrowia. Na wschodnim wybrzeżu USA czczą pracę Ratowników Medycznych długodystansowymi rajdami rowerowymi. Ładne, prawda?

Kliknij Błotnistego Anioła, a przeniesiesz się na stronę.

2010.04.21 – podjazd i zjazd

Podjazd pod zoo. 1 x, po przejechaniu pasów poprosiłem Furmana, który kończył właśnie 10 podjazd o przytrzymanie roweru, a ja spokojnie usiadłem sobie na asfalcie na chwilę. Tętno spadło mi do 47 na stojąco, później dobijało do 40. (Furman po zakończeniu podjazdu miał 110). To tętno do zaakceptowania rano, po przebudzeniu, ale nie po wykonanym podjeździe. Postanowiłem nie kontynuować treningu.

Jest kilka możliwości tej bradykardii

– zły dzień, warunki biometeo
– jak mówi zaprzyjaźniona ekspertka może to być efekt zbyt dużej zawartości potasu, który zacząłem intensywnie (ale zgodnie z ulotką) suplementować przeciw kurczom
– niedocukrzenie? Raczej nie, zjadłem batonik musli przed, jadłem też w ciągu dnia, więc wykluczam.

Odpuszczę dzisiaj i jutro jazdę. W sobotę spróbuję zrobić wprowadzenie do wyścigu. Ono rozstrzygnie co dalej. Nie jest to łatwy sport, zwłaszcza w intensywnym wykonaniu pracującego amatora z M4 i wyżej. Jestem już w tym miejscu, że albo jazda na krawędzi wytrzymałości organizmu albo wycieczki 🙂 Zluzowanie nie wchodzi w grę.

2010.04.20 – rege

1 h  50 min, 40 km

Jazda regeneracyjna. Przed czekającymi mnie w środe podjazdami postanowiłem nie robić planowanego treningu wytrzymałości tlenowej. Zakładam, że baza jest już na przyzwoitym poziomie i lepiej mieć siły na trening w wysokich strefach tętna.

2010.04.18 – wycieczka

Wycieczka z grupą z Rowerowania. 4 h 20 min, 80 km. Mimo umiarkowanego tempa, dała mi w kość. Po wczorajszym treningu każdy podjazd czułem w udach, a do domu się dowlokłem. Świetna wycieczka po wiosennych Dolinkach, super pogoda i towarzystwo.

2010.04.17 – podjazdy + jazda terenowa.

Dzisiaj dane treningu zaczynam od tego oto obrazka. To Lasek Wolski dzisiaj o 14 usłany kwiatami zawilca. Dla takich widoków też się jeździ na rowerze.

102 km, 4 h 40 min.

5 x podjazd pod zoo. Czasy 7.10 – 7.40, zjazdy terenem + 40 minut jazdy terenowej + WTlenowa czyli asfalt do Rudawy. Mimo niedobrych czasów jechało mi się o niebo lepiej niż przed tygodniem. Jechałem na zielonym klocku, żaden podjazd nie był robiony „w trupa”

Dobry trening, do domu przyjechałem dość wyjechany.

Aha. Menu dzisiejszego treningu nie jest kompletne. Należy je uzupełnić o następujące pozycje:

Yield, Pearl Jam

Santana, Shaman

Mumford & Sons, Sigh no more

The Dirtchamber Session, Prodigy Music

W tym sezonie nie potrafię pojechać na trening bez muzyki.