2009.12.08 – trójka na trenażerze

Trenażer 3 h. WTlenowa.

Pierwsza z 10 zaplanowanych 3 godzinnych sesji. Wykonanana na rowerze spinningowym. HRavg. 130, kadencja ~ 90.

Przy planowanym dystansie giga i braku możliwości jeżdżenia w ciagu dnia robienie takich kobył to jedyny sposób nabijania kilometrów i budowy bazy. Pytany byłem czy nie za wcześnie na takie obciążenia. Taka natura, kategorii M4 – wolniej się wkręca na obroty, więc musimy wcześniej zacząć. Planuję wykonanie takich sesji do końca lutego (poza tygodniami regeneracyjnymi).

Zgodnie z taktyką na ten sezon konsekwentnie stosuję suplementację przed i po treningu. Chcę uniknąć zajechania, do którego się doprowadziłem rok temu. Wygląda, że to działa. Być może to efekt początku sezonu, ale mam przekonanie, że szybciej się regeneruję, chociaż ilość proszków i pigułek, które wchłaniam po treningu wygląda jak zestaw do podtrzymania życia dla kilku pacjentów oddziału geriatrycznego.

2009.12.06 – kolarstwo dywanowe

2 h, WTlenowa. Nie dało się wyrwać za dnia, więc pozostał trenażer. Najlepiej się jeździ oglądając filmy z wyścigów kolarskich, zwłaszcza epickie ucieczki i podjazdy. Swoją garść filmów z TdF mam obejrzaną po 5 x więc korzystam z innych dyscyplin. Wieczorem EuroSport nadawał narciarstwo alpejskie więc dało się wysiedzieć. Przy piłce nożnej nie dałbym rady.

 

Moja dzisiejsza wycieczka

Plan tygodniowy wykonany.

 

2009.12.03 – trenażer, tlen

Trenażer 2 h.

HR avg 132, a najlepsza wiadomość dla mnie, że dzisiaj nie czuję bólu kolana. Zasuwam z dużą kadencją 95 rpm i tak zamierzam pozostać.

Tak sobie siedziałem wczoraj na rowerze i kombinowałem, że trenuje się nie tylko parametry wydolnościowe, ale i psychikę. Powtarzane treningi uczą automotywacji, cierpliwości, systematyczności i samozaparcia. Każdy, kto ne siedział na rowerze w pustej sali przez 2 h koncentrując się na utrzymaniu kadencji i pulsu powinien tego spróbować. Nudne, monotonne, męczące. Wyzwanie większe dla umysłu niż dla ciała.

2 lata temu trenażer to była dla mnie katorga; schodziłem z roweru po 45 minutach nerwowej walki. Tetno cały czas wznosiło się na wyżyny, a to spadało do stref regeneracyjnych. Robiło mi się niedobrze na myśl, że mam znów wsiąść na rower przyczepiony do rolek. W rezultacie pod byle pretekstem odpuszczałem trening. Rok temu trenowałem już regularnie, ale  potrzebowałem grupowych zajęć i ostrej muzyki techno lub (i) filmów z Tour de France, aby utrzymać motywację. W tym roku trening na trenażerze to zwykła sprawa. Nie żeby przyjemna, to byłaby przesada, ale bez heroizmu. Zwłaszcza kiedy sobie przypomniałem długie szutrowe podjazdy w Międzygórzu od razu rósł mi poziom zaangażowania.

Łatwiej mi kiedy nie trenuję w domu. Na sali w siłowni nic mnie nie rozprasza, mam dwie godziny zarezerwowane dla siebie. Na miejscu szatnię, żadnych innych spraw, tylko trening.

Widzę zresztą, że co raz więcej osób wpisuje spinning w program przygotowań (pozdrowienia dla Egoista) do sezonu.

Sezon 2010 podejście nr. 2

Trochę milczę ostatnio na tym blogu, a to z powodu nękających mnie kontuzji. Najpierw plecy przez tydzień nie pozwoliły się intensywniej ruszać.

Kiedy po tygodniu wsiadłem na trenażer i zrobiłem 2 h tlenu odezwało się pieprzone lewe kolano, to samo co podczas MTB Trophy.

Po wizytach u ortopedy wyszedłem z glukozamina oraz lekami przeciwzapalnymi.

Wczoraj znów wsiadłem na rower i postanowiłem znów rozpocząć sezon 2010. Tym razem z lepszym efektem. Po 2 h z wysoką kadencją + 90 i w zakresie do 132 (mój nowy zakres tlenowy po badaniach) było nieźle. Kolano czułem przez chwilę, ale znacznie miniej niż tydzień wcześniej.

Dzisiaj wsiądę na godzinę, na trening regeneracyjny. Jeśli będzie ok, to zaczynam jazdę wg. planu. Do najbliższych zawodów już tylko pięć i pół miesiąca.

 

Trochę oddechu

Jakaś wredna kontuzja przyczepiła się mojego kręgosłupa po ostatnim długim wyjeździe na szosę. Jestem w trakcie badań. Na razie ne jeżdże, nie biegam, nie pływam… Trochę mnie skręca z tego powodu.
W zamian zacząłem ćwiczenia z powerbreathe. Trochę podjerzliwie do tego podchodzę. Mam wrażenie, że to jak cudowny pas wibracyjny ze sklepu mango; kupa kasy za kawałek plastiku ze sprężynką, ale lepsi ode mnie mówią, że im pomagają wiec zamierzam dmuchać regularnie. Na pewno nie zaszkodzi.

XC w Jaworznie i inne

Jeżdżę obenie około 8 h tygodniowo. Do tego trochę marszobiegam i się siłuję (góra)

Zaliczyłem wyścig terenowy (XC/przełaj) w Jaworznie-Pieczyskach. Tradycyjne zakończenie sezonu.

To dość niezwykła historia z tą imprezą. Odbywa się po raz IX, zawsze 11 listopada 2009. Jak się przyglądnąć to wszystko przemawia przeciwko niej.

[more]

Trasa wiedzie po ogrodzie plebanii miejscowej Parafii oraz przylegających do niej postprzemysłowych terenach po byłej hucie. Jedynym urozmaiceniem, poza błotem i zalegającym tu i ówdzie gruzem jest… nasyp kolejowy, o który zahaczają kolejne agrafki. Kolega, który zobaczył to zdjęcie (2007, Pit) zapytał: Gdzie to było? Na Bałkanach?

Całkowite przewyższenie pętli (ponad 3 km) ktoś wyliczył na… 8 metrów.

Nagrody. Dla mnie nie istotne, ale stanowią dla wielu zawodników (zawodowców i półzawodowców) wyznacznik wartości zawodów. To normalne, bo Ci ludzie, żyją z uprawiania tego sportu. W Jaworznie ich nie ma, przynajmniej w rozumieniu nagród, które przedstawiają realną wartość materialną, są za to puchary, medale i dyplomy.

Organizacja. Co raz bardziej sprawna, ale amatorska. Bez elektronicznego pomiaru czasu, ze zdarzajacymi się obsuwami i pomyłkami w wynikach. Muszę jednak zauważyć, że jest lepiej i że włożono dużo pracy w wyznaczenie trasy, zabezpieczenie, organizację startu, nagród i błyskawiczne podanie wyników w internecie, jak na brak chipów rejestrujących czas przyjazdu.

ale…

To wszystko piszę po to, by podkreślić fenomen tych zawodów

Obsada. Super mocna. Przeczytajcie tylko listę wyników w kategorii elita i kobiety open. Elita – Wojciech Halejak, z DHL Author, kobiety – Anna Szafraniec. Wyguglujcie sobie te nazwiska, a w elicie jeszcze zawodników na pozycjach 2-6.

Atmosfera. Rzecz ocenna, ale mnie się tu bardzo podoba. Budują ją te wszystkie niesprzyjające okoliczności, grochówka podawana przed startem (nie ryzykowałem); ksiądz, który jest animatorem wyścigu, niezmiennie w biało-czerwonym dresie, kiedy trzeba bierze mikrofon i panuje nad bałaganem. Przemawia do uczestników per „Wy”, takim „Wy” jakie można usłyszeć na końcu mszy, kiedy omawiane są sprawy parafii; to taki zwrot trochę czuły, trochę patriarchalny, napominanie dobrego ojca „no cofnijcie się metr kochani, jeszcze zdążycie się ścigać”

Niekomercyjny charakter. Nie ma wpisowego, pojawiają się banery, ale nie mam wrażenia, że uczestniczę w marketingowym evencie, gdzie jestem po pierwsze jestem dawcą wpisowego, po drugie odbiorcą reklam, a dopiero w trzeciej kolejności zawodnikiem.

Impreza z klimatem.

Zająłem 8/18 startujących w mastersach, tocząc walkę z Pitem, a później z zawodnikiem, który zajął ostatecznie 9 miejsce. Jazda jak jazda, bez rewelacji. Nie opieprzałem sie – HR avg bardzo wysokie 166. Zastosowałem nawet taktykę, która się sprawdziła, Do rozegrania było 5 pętli i pomimo lekkiego kryzysu na II pętli oraz straty do bezpośrednich rywali postawiłem na wytrzymałość budowaną przez cały sezon. Dogoniłem swoich rywali i odpoczywałem, trzymając się koła przez 2-3 minuty, a kiedy tętno spadło poniżej 165 atakowałem. Udało się tak odrobić 2 miejsca. Niestety nie dogoniłem zawodnika z 7. miejsca. Pomimo lepszej jazdy na IV  i V kółku stale zwiększał przewagę.

Poza tym jeżdżę na szosie.

Przez ostatnie dwa weekendy udało się zrobić trasy > 100 km, w tym wczoraj 113 km z tzw. „Cichym Kącikiem” czyli tradycyjnym weekendowym wyjazdem szosowców. Pojechałem tam, bo mówiono, że jesienią jeżdżą wolniej. Niestety załapaliśmy się z Furmanem i Spinozą do grupy, która wcale wolno nie jechała. Utrzymałem się 28 km, a później odcięło mnie na podjeździe.

I dobrze, bo to nie ta pora roku na takie ostre dopalanie, po drugie mogłem sobie kontynuuować jazdę w piekny jesienny dzień. Dojechałem do Chrzanowa i wróciłem przez Krzeszowice do domu. Cichy kącik zostawiam na styczeń, luty, marzec.

Ten tydzień kończy okres wprowadzenia do treningów, będzie luźniejszy, a od 23.11 zaczynamy nowy sezon 2010.

Okres przygotowawczy

Trwa drugi tydzień mojego okresu przygotowawczego.

Rower przejażdżki do 1:30 – 2 h;

Siłownia – ćwiczenia na obręcz barkową i mięśnie grzbietu + rozciąganie. Jedna sesja około 30-40 min; małe obciążenia, 3 x 15 powtórzeń na 3 maszynach + brzuszki + skłony na ławce rzymskiej.

Bieganie: na razie marszobieg 3 x 5 min i bieg 3 x 5 min – wszystko bolało przez 3 dni.

Jutro wycieczka na szosie (temat na rowerowanie.pl)