70 km, 2 h 20 min.
Wyjazd na zachód od Krakowa w okolice Piekar, Czernichowa. Podjazdy atakowane troche mocniej niż WTlenowa.
70 km, 2 h 20 min.
Wyjazd na zachód od Krakowa w okolice Piekar, Czernichowa. Podjazdy atakowane troche mocniej niż WTlenowa.
86 km, 4 h.
Klasyk wycieczek. Fajny wypad z grupą rowerowanie + 3 osoby z forum. Tempo średnie, podjazdy mocniej.Dobry wyjazd jesienną porą.
35 km; 1 h 45 min (w tym ok. 1 h zawody)
W ramach mocnego treningu przed zbliżającą się Istebną wystartowałem w zawodach XC w Dolinie Będkowskiej. Bez sukcesów zresztą. Od początku jechałem mocno, tętno w okolicach 165, to jednak nie wystarczyło na moich rywali i już w połowie pierwszego z czterech okrążeń nie widziałem nikogo przed sobą. Ostatnio przytyłem znów co odbiło się na podjazdach. Na podjeździe w trakcie 3 okrążenia przede mną pojawił się zawodnik z 6 miejsca, ale nie udało mi się do niego zbliżyć. Chciałem jeszcze tylko uniknąć dubla na ostatnim kółku, co się ostatecznie udało.
Zawody XC to nie jest jednak moja mocna strona. Wysiłek maksymalny od startu do mety, tętna powyżej 160 wykończają mnie. Muszę w przyszłym roku częściej w nich startować.
3 h 15 min, 88 km.
Tabata + Interwały 5 x 2 co 2 min + Tlen + TR.
Zadano mi ostatno pytanie dlaczego to właśnie rower mnie tak pochłonął; dlaczego nie ulubione narty; nie tenis, któremu się oddawałem. Odpowiedzi jest na pewno wiele, ale to pytanie skłoniło mnie do rozmyślań podczas wykręcania kolejnych kilometrów:
Odpowiedź nr. 1. PORY ROKU. Jazda na rowerze dzień po dniu daje wysoką intensywność przeżywania pór roku. Zmieniające się krajobrazy, zapachy, dźwięki. Jeszcze dokładnie pamietam mdłą woń kwitnącego rzepaku; żółte, aż do bólu oczu pola pod Ojcowem i hałas ptaków dobierajacych się w pary w kwietniowym lesie koło Naramy; łagodzący lipcowy skwar chłód strumyka podjeździe na Przysłop pod Ustrzykami. A tu od połowy sierpnia to w przyrodzie jest pozamiatane. Las ucichł, zmrok w dolnkach zapada gwałtownie. Trzy tygodnie później przygotowania do zimy jeszcze bardziej widoczne. Słoma zwinięta w bele na brunatnych polach, snujące się dymy i mgły w jesiennym, choć ciepłym ciągle wieczorze. W lesie cisza.
Możliwośc obserwacji zmian, które zachodzą z tygodnia na tydzień, odpowiada naturalnemu związkowi życia w tej szerokości geograficznej ze zmiennymi warunkami, z kurczącym się dniem, nastającym chłodem, koniecznością przygotowania do zimy. W mieście dziaj pory roku wyznacza termin kolejnej zmiany opon samochodowych z letnich na zimowe, czasami zbliżający się leteni urlop albo czas zakupów świątecznych.
Dzięki rowerowi odzyskałem to naturalne poczucie zmiany.
Ale mnie poniosło… To ta jesień.
I jeszcze jedno. Ponieważ ostatnio intensywnie eksploatuję szosę. Lawinka jeszcze nie stała się treningowym rowerem, a już została dawcą dla Tauryny, do łask wróciła szoska. Odkryłem dolny chwyt. Po kilku miesiącach jazdy w górnym chwycie zmusiłem się do pochylenia i jazdy wyłacznie w dolnym, używanym dotąd tylko na zjazdach. Po przyzwyczajeniu się to zupełnie inna jazda. Dostęp do hamulców „on demand” daje możliwość bardziej dynamicznej jazdy, aerodynamiczna pozycja sprawia, że jedzie się jeszcze szybciej. Trzeba pamietać o obserwacji drogi i można łykać kilometry.
3 h 15 min. 90 km po szosie.
1 h 20 min. 32 km. Szoska.
75 km, 4 h
Tlen + podjazdy mocniej pod mleczan + końcówki z przekroczeniem progu.
Ujeżdżałem dzisiaj nowy rower. Największą przewagę widzę na razie na zjazdach. Rama jest długa, wiec na szybkich prostych zjazdach jedzie jak po sznurku, na bardziej technicznych (zjazd czarnym do Doliny Prądnika i Wąwóz Kochanowski) można zaufać foxowi. Doceniam amortyzację przednią, której byłem właściwie pozbawiony od roku. Na podjazdach z kolei czuję znacznie wiecej możliwości zmiany pozycji.
No i dzieki wydłużeniu ramy nie bolą mnie plecy po 4 godzinnej jeździe! To głównie zasługa pozycji, choć karbonowa rama świetnie tłumi drobne nierówności. Muszę jeszcze zdecydować jaki mostek wrzucić. Dzisiaj próbowałem 80 mm, bo 100 mm jest trochę za długi. Nie mam jeszcze pewności, czy nie próbować jednak 90 mm. Uzyskam trochę więcej sterowności na zjazdach.
Kiedy uzyskam optymalną pozycję czas na odchudzenie. Po zmianach tauryna waży około 11 kg. Same roszady w napędzie dadzą dodatkowe 20-30 dkg + 10-15 dkg można uzyskać na rurach, nawet nie kupując karbonowych.
1 h, 25 km
Po tygodniowej prawie przerwie (5 dni bez roweru) wsiadłem na rower. Udało się zregenerować wszystkie kontuzje i wypocząć. Dobrze się jeździ bez bólu kolan itd. Za to podjazdy trochę przytykały.
Poza tym objeżdżam nowy rower i jego ustawienia. Kombinuję z mostkiem, przekładam lepsze komponenty z wysłużonej lawinki. Nie pisałem jeszcze, ale wybór padł ostatecznie na cannondale taurine 4. Rower ocalił ramę, amor i hamulce. Reszta się dogrywa i będzie przez chwilę dogrywać.
19 września maraton w Istbnej, ostatni w cyklu MTB Marathon/ Właściwie można już co nieco podsumować w sezonie 2010.
Wracam do swojego celu na ten rok. Pierwsza 15 w klasyfikacji generalnej w kategorii na dystansie giga. Jest duża szansa, że go osiągnę (obecnie jestem 14). Jak już pisałem – cel wydawał mi się bardzo zachowawczy na poczatku sezonu, po pierwszych 2-3 startach zrozumiałem, że trzeba będzie sporo z siebie dać żeby go jednak osiągnąć. Z układu tabeli wynika, że na tym miejscu zostanę, chyba że Krzysztof Mazgaj pojedzie w Istebnej na poziomie 520 punktów.
A więc cel osiągnięty, ale… raczej pokazał mi słabość niż daje powody do satysfakcji.
Dlaczego?
Ważne są szczegóły. Patrząc na wyniki M4 w tym sezonie rysuje się następujący obraz. Wśród regularnie jeżdżących w tym cyklu mamy podział na
Ekstraklasa: Kulej, Brzózka, Podolecki; I liga: Wlekły, Orłowski, Wsół; Paszczyński; II liga: obecnie miejsca 7-12 w generalce. Dla siebie miejsce widzę na początku III ligi, bardzo nielicznej bo 3-4 osobowej (Mazgaj, Haczek, Migas). Nie jestem obecnie w stanie nawiązać walki z II ligą. W normalnej dyspozycji przegrywam około 20 minut na górskim dystansie. Takiej różnicy nie da się zniwelować siłą woli czy walecznością. Trzeba następnego skoku, aby pomyśleć o walce o pierwszą 10. Będzie to cholernie trudne, bo np. Jerzy Maćków, którego wyniki śledzę i porównywałem na początku sezonu jest dopiero 11 w generalce, a objeżdża mnie jak chce.
Do tego dochodzi jeszcze kilku lepszych zawodników, którzy są za mną, bo nie ucułali 6 startów w tym cyklu.
Jest co robić w 2010 roku.
1200 km, 63 h treningu.
Poczatek sierpnia to, w związku z urlopem, były luźne jazdy o średniej intensywności. Około 10. wróciłem do planowego treningu. Z dnia na dzień odczuwałem co raz większe zmęczenie, co skutkowało czasami jakością treningu.
Podchodzę już do tego spokojnie. Ten okres to głównie utrzymanie wydolności przed ostatnimi wyścigami w tym roku. Mam nadzieję, że wypracowałem poziom bazy wydolnościowej, który znów pozwoli mi poprawić czasy osiągane na maratonach w przyszłym roku.