2009.08.12 – trening w deszczu

2 h 20 min, 60 km

Tabata + 5 x 2 min + Tempo 30 min + WTlenowa + TR.

Zaplanowane miałem 2 x 5 x 2 min + Tempo 50 min. Po interwałach tak mnie bolały zaczepy mięśni i ściegna, że sobie odpuściłem drugą serię, a tempo wchodziło ciężko i zaczęło być niebezpiecznie jeżdżenie z prędkością + 35 km/h po zalanym wodą asfalcie.

W ogóle wczoraj postanowiłem być profi i zrobić trening mimo wszystko. W sobotę startuję w Ustroniu i po Michałowicach wychodziło, że środowy trening ma być jedynym ciężkim treningiem w tym tygodniu, jeśli bym go odpuścił to musiałbym przez caly tydzien odpoczywać lub robić trening dzisiaj. Kiedy ruszałem na trening zaczęło kapać, kiedy rozpocząłem tabatę padało, a tempo robiłem w środku ulewy. Najgorsze jednak, że musiałem później jeszcze dojechać 18 km do domu. Bałem się trochę samochodów, ale jakoś wyjątowo omijały wariata jadącego w strugach deszczu. Dojechałem do domu szczękając zębami.

Dzisiaj krótka regeneracja i odpoczynek. Ciągle go potrzebuję.

2009.08.04 – góry, góry

5 h. 56 km.

W ramach zaspakajania głodu gór objeżdżanych bez wlepiania gał w pulsometr tym razem zaliczyłem Pasmo Jałowca z objechaniem pasma Pewelskiego. Tu jest track.

Polecam trasę na jednodniową wycieczkę np. ze startem w Krakowie (pociąg 7:25), dojazdem do Suchej Beskidzkiej i powrotem tego samego dnia. Uwaga od góry Baków tę trasę warto zmodyfikować np. jadąc dalej żółtym szlakiem lub zjeżdżając niebieskim do Huciska.

Ja zjechałem z grani bo miałem sprawy 😉 pod Bakowem.

Starałem się wjeżdżać tak dużo jak potrafiłem stosując dość twarde przełożenia.

W czwartek mocniejszy trening podjazdów, w piątek objazd trasy a w niedzielę maraton w Michałowicach.

 

 

2009.08.02 – rozjazd po maratonie

1 h 20 min. 26 km.

Głuszyca mnie zmiażdżyła. Próba przejechania pierwszych kilometrów podczas standardowego rozjazdu tylko mnie w tym utwierdzała. Bardzo pilnowłem tętna. Kiedy na pulsometrze było 105 wydawało mi się, że dokonuję gwałtu na organizmie. Jeden pagórek nawet podszedłem z buta, gdyż szosówka nie ma dostatecznie miękkich przełożeń. Z każdym kilometrem było lepiej i kończąć przejażdżkę uważałem już, że taki „rozjazd” dobrze służy.

2009.08.01 – maraton w Głuszycy

7 h 31 min. 88 km.

Najtrudniejszy z jednodniowych maratonów w tym roku. Jechało mi się dość dobrze i równo. Brakowało jedynie trochę mocy na podjazdach. Kurcze zwalczałem magneslife, aż do 75 km. Wówczas, po podjeździe za Wlk. Sową musiąłem zwolnić i dać sobie chwilę czasu.

Co ciekaw, mimo względnie dobrego samopoczucia na trasie wynik kiepski: na poziomie Karpacza z maja tego roku: m. 118/179, w kategorii jeszcze gorzej 18/24.

Maraton kompletnie wyczerpał mnie swoimi przewyższeniami > 3000 m; upałem i dystansem.