2011.05.08 – rozjazd

2 h 50 min, 70 km.

Rozjazd po maratonie. Ciągle mnie zadziwia ten rodzaj treningu, zwłąszcza po maratonie mega. Wydaje się, że nie jest potrzebny, ale kiedy zaczynam rozjazd i wspinam się na pierwszą górkę koło domu to od razu uda dają znać, że poprzedniego dnia pracowały na maksymalnych obrotach. Dopiero po godzinie zmęczenie ustępuje. To ma sens.

2011.05.04 – szosą do Lanckorony

4 h 30. 110 km.

Miałem dzisiaj podjeżdżać, ale Furman zaproponował szosę. Z nim musiało być mocno więc zamiast podjazdów pod ZOO wybrałem trasę do Kalwarii i Lanckorony. Na pagórkach okazało się, że przedwczorajszy trening tkwi mocno w nogach. Co miał powiedzieć Furman, który był po wczorajszym wyścigu szosowym. Mimo to dostałem kilka poglądowych lekcji na podjazdach. Zaczynaliśmy razem podjazd, który trwał może z 3-4 minuty. Na szczycie miałem juz 15 sekund straty (sprawdzałem), więc przyspieszałem, a strata powiększała się do 45 sekund. Po płaskim trzymałem się koła.

Dobry trening. Jutro luzik, albo rege, pojutrze intewały i w sobotę start w Sandomierzu, w Świętokrzyskiej Lidze Rowerowej.

2011.05.02 – tabata + interwały

Trening z wkurzeniem na wyniki ze Złotego Stoku i skierowany na wykazane tam słabości.

2 h 40 min, 63 km.

Tabata + interwały 5 x 2 min co 4 min , kadencja wysoka, tętno 160 + WT + 3 podjazdy na makas. Tabata zakończona kaszlem, a ostatnie dwa interwały bolały, także powrót do domu mówił mi, że to był trudny trening .

2011.04.28 – wiosenne bujanie

48 km, 2 h 15 min
Rozruch ponaciąganych ścięgien, poobijanych ud i innych sponiewieranych ostatnio części ciała.
Test zestawu wyszedł w porządku przed Złotym Stokiem. Testowano popołudniem na ścieżce do toru kajakowego. W tym momencie wiosna jest najpiękniejsza, słońce zostawia już pierwsze ślady na skórze, a chłodny wiatr przypomina,że to jeszcze koniec kwietnia. No i ta najzieleńsza z zielonych zieleń.
Jestem za bardzo wypoczęty, jutro spróbuję się nieco podmęczyć przed sobotnim startem na MTB Marathon Złoty Stok.

2011.04.26 – Otwarty trening MTB

60 km, 2 h 45 min.

Bartek Janowski, czołowy Polski maratończyk poprowadził trening w Lasku Wolskim w ramach akcji "Polska na rowery". Świetna akcja promująca kolarstwo górskie.
Zdjęcia tutaj
Po dwóch dniach przerwy po upadku wsiadłem na rower. Niestety znów podparłem się jakoś tak głupio, że odnowiło się naciągnięcie więzadła/ścięgna Boli bardziej kiedy się chodzi, niż jeździ. Cholera, nie znoszę być unieruchomiony, mam nadzieję, że to minie.

2011.04.23 – touch down (ubierajcie kaski)

1 h, 24 km

Ten zakręt pokonywałem już z tysiąc razy, bo jest położony tuż obok domu. Najpierw jest ostry asfaltowy zjazd, na szosówce osiągam tu do 75 km/h, później wypłaszczenie i 90 stopni w lewo, lekko pod górkę, tu prędkość wynosi już około 30-35 km/h.
Od kilku dni na tym wypłaszczeniu starałem się nie hamować, nadrabiając złożeniem w zakręt, było z każdym razem co raz lepiej tzn. co raz szybciej i niżej. Liczyłem na to, że uda się z dużą prędkością wyjechać na kolejną zmarszczkę. Ot, taki trening techniki i psychiki.
Przedwczoraj na góralu dostałem ostrzeżenie, że jadę na krawędzi. Zaczęło mi zrywać przyczepność przedniego koła, takie groźne, charakterystyczne wibracje na kierownicy, kiedy puszczają klocki, w końcu wyprostowałem i nie puściło.
Uznałem, że to wina zużytej mieszanki w starych IRC Mythos. No i wczoraj się położyłem na szosówce. Dlaczego zerwało przyczepność? Piasku nie było, ale od kilku dni nie padało i na śliskim asfalcie zalegała warstewka kurzu.
Stłuczone udo i bark, drobny szlif na łokciu. Przywaliłem też głową w asfalt, gdyby nie kask to mógłbym spędzić wieczór na SOR, po wstrząsie mózgu. W każdym razie musiałem się na chwilę położyć w trawie i dojść do siebie. W sumie miałem szczęście, bo energia uderzenia się rozproszyła, najgorsze jest to, że znów będę musiał pracować nad psychiką, bo już tak nisko składałem się w zakrętach 🙂
Na liczniku w tym roku 4023 km.

2011.04.22 – w górę i w dół

3 h, 56 km.
Jazda po zboczach Doliny Prądnika. Po progach, korzeniach, w górę i w dół. Techniczne przetarcie przed maratonem w Złotym Stoku. Pierwsze góry w sezonie potrafią nieźle sponiewierać.
Uwielbiam funkcję "mieszaj" w odtwarzaczu mp3. Spośród 700 utworów co chwilę dostaję jakieś adekwatne tło.
Od uroczej ramotki Astrud Gilberto na tle morza zawilców po Unforgiven na podjazdach.
Wielkopiątkowo odwiedziłem cmentarz choleryczny koło Skały. O tej porze roku jeszcze nie zarośnięty. Grzebano tam ofiary epidemii cholery, którą ktoś przywiózł z Kalkuty pod koniec 19 wieku.
Na wzgórzu 2 km od miasta leżą szczątki 50 osób…

Żydów…

… i Chrześcijan