2011.04.21 – wieczorne dolinki

2 h 10 min, 50 km. Rege.
Mój klasyk, kiedy mam ochotę iść na rower, a nie mam pomysłu gdzie jechać, jadę tam gdzie zawsze jest fajnie: Korzkiew, Ojców, Pieskowa Skała, Skała i z powrotem. Ciepły wiosenny wieczór.

2011.04.20- wiosenne 150

5 h 45 min, 152 km.
Długa trasa w "słonecznych okolicznościach przyrody". Trudno coś napisać o wiośnie i nie popaść w banał i kicz. Ale co tam: zielono na polach, magnolie eksplodowały, jabłonie w komunijnych sukienkach…
Pojechałem bez większego planu, pooglądać Babią Górę z Kalwarii Zebrzydowskiej. Babia na biało, przypominała mi dziewiczą wyprawę skiturową z lutego. Wydaje się, że to tak dawno temu.
Generalnie trasa Zielonki-Kraków-Skawina-Kalwaria Zebrzydowska-Wadowice (sam nie wiem jak tam dojechałem) – Zator – Skawina – Kraków – Zielonki.
Tempo w porządku, tętno przeciętne na prawie 6 h  – 138 bpm. Zapracowałem dzisiaj na podkład kolarskiej opalenizny.
Na ścieżce do toru spotkałem oczywiście łojącego Lesława, za chwilę pojawił się Marcin, który potowarzyszył mi w drodze powrotnej, na szosówkach pomykali też Szaman i Skrzynia. Wiosna 🙂
W Skawinie miałem małe zajście z kierowcą busa, który wyprzedził mnie na żyletkę 10 kilometrów wcześniej. Zapamiętałem jego czerwone tranzytowe rejestracje i dojechałem do niego, kiedy stał w kolejce przed przejazdem. Opieprzyłem, powiedziałem, że metr to obowiązkowa odległość… Okazało się, że to Białorusin (Rosjanin, Ukrainiec?). Nawet nie zauważył, że mnie wyprzedzał. Przepraszał, a mnie się włączyła chęć pouczania go, bo … jest obcokrajowcem.
Wstyd. Zasłużył na normalną zjebkę, a fakt, że był ze Wschodu nie powinien mieć żadnego znaczenia.

2011.04.18 – włóczenie się

1 h 30 min. 29 km. Refleksyjne włóczenie się w ramach regeneracji po polach wokół Zielonek. Wiosna. Ozimina definiuje określenie "kolor zielony", skowronki hałasują, bażanty skrzeczą. Dobry dzień. Nie mogłoby być tak przez cały czas?

2011.04.16 – MiniOdyseja Miechowska

57 km, 3 h 50 min.
MiniOdyseja Miechowska to impreza MTBO, czyli terenowy wyścig na orientację. Zasada takich zawodów jest prosta. Na 5 minut przed startem wszyscy zawodnicy otrzymują mapy w skali 1:50 tys. (najlepsza skala na rower) z zaznaczonymi punktami. Należy do nich dotrzeć w jak najkrótszym czasie, a swoją obecność potwierdzić specjalnym kasownikiem na karcie zawodów. Ten, kto zaliczy wszystkie punkty najszybciej – wygrywa.
Start potraktowałem towarzysko. Po pierwsze nie jestem wybitnym nawigatorem, choć sobie radzę z mapą; po drugie na niedzielę planowałem start w zawodach Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej w Daleszycach koło Kielc.
Z Mariuszem "Versusem" oraz Tomkiem "Michnikiem" z teamu rowerowanie.pl postanowiliśmy, że jedziemy wspólnie. Razem szukamy punktów i wspieramy się w jeździe. Nie osiągnęliśmy mistrzostwa w nawigacji, bo przejechaliśmy 55 km po trasie, której optymalny przebieg liczył około 48-49 km. Nasze tempo też było raczej dostojne, zwrócone w stronę kontemplacji wiosennej aury i konwersacji niż napierania. Dlatego już na ulicy zmierzającej do mety nasz Zielony Pociąg spotkała fala przyjaznych szyderstw ze strony prowadzącego konferansjerkę Szamana. Oznaczało to, niechybnie że nie wygraliśmy tych zawodów. Jednakże przyjęliśmy to z godnością, oddając się konsumpcji grochówki i konwersacji z ze zwycięzcą zawodów Zbyszkiem "Simo", który raczył nas opowieścią o ukończonym co dopiero legendarnym wyścigu Cape Epic.
Obszerniejszą relację z naszych zmagań z przestrzenią Versus zamieścił na stronie "Czerwonych" Bikeholicy.pl. Chłopaki zorganizowali tę imprezę razem z MDK Miechów. Wielkie podziękowania za chęć ponoszenia takiego trudu. Zabawa przednia.

2011.04.05 – zajechanym

Lekko zajechany jestem 🙂 Opuchnięty, z czymś uciskającym klatkę w związku z tym dzisiaj mimo planów luuuuuuz, nie mam organizmu wytrzymałościowca. Jutro tlenik, albo co tam wyjdzie bo za rowerem już tęsknię, może bardziej tylko za Tatrami (?)

2011.04.03 – ustawka i dolinki

4 h 45 min, 101 km

Najpierw ustawka, czyli towarzyskie ściganko w Pychowicach. Rano w ogóle rozwazałem czy z nogami obolałymi po Tatrach startować w zawodach, ale jak zwykle najtrudniejsze jest to żeby zwlec się z łóżka i ruszyć z domu, później już jakoś idzie. No po drodze jeszcze przygoda z klamrą od mojej diadory, która postanowiła się oddzielić od buta. Powrót i wkręcanie.

Pierwsze trzy kółka pojechałem dość mocno, na podjazdach czułem ołów w udach, ale kolega Remek, któremu trzymałem koło był dobrym motywatorem. Na 4 kółku zdechło mi się, na dodatek Buli mnie zdublował, co oznaczało, że po przyjeździe na metę zostanę zdjęty z trasy. Wynik słabiutki, ale ściganie fajne 14/19 (w tym dwa DNFy)

Za Remkiem, i tak całe trzy kółka

Później z MisQ i Ziemniakiem pojechaliśmy na wycieczkę w Dolinki, zaliczając po drodze wąwóz Kochanowski, zadziwiająco przejezdny jak na tę porę roku.