2016-01-15 Morskie Oko – kurs lawinowy

W ramach uzupełniania kompetencji górskich i ochrony integralności tyłka swojego i moich kolegów zapisałem się na kurs lawinowy. Kurs organizowany przez Klub Wysokogórski Kraków, a dokładniej Fundację im. Anny Pasek, a prowadzony przez Szkołę Górską Morskie Oko.

Łażę po górach pieszo i na nartach dość intensywnie od 6 lat. Jak to w procesie uczenia zacząłem od nieświadomej niekompetencji w sprawach lawinowych. Coś przeczytałem, a głównym źródłem informacji o tym czy może wyjechać, czy nie był komunikat lawinowy TOPR. Krok po kroku dowiadywałem się co raz więcej. Książka „Kochaj śnieg, unikaj lawin” Marcina Kacperka, „Góry, Wolność i Przygoda” (aut. Graydon Don, Hanson Kurt), „Lawiny. Poradnik dla narciarzy i turystów” (Holger Feist, Tobias Kurzeder) niezliczone publikacje w sieci, filmy, artykuły. I dalej analiza wypadków prowadzona przez TOPR i HZS, analiza komunikatów śniegowych IMGW (szkoda, że już ich nie ma)…  i wreszcie weryfikacja teorii z praktyką. Wizyty w górach od wczesnej zimy do późnej wiosny, o różnych porach roku i pogodzie, od deszczu po trzeszczące mrozy, na stokach o różnej wystawie i nachyleniu. Po tych terrabajtach informacji osiągnąłem pozom … bardzo świadomej niekompetencji.

Czas był to zmienić i przejść na wyższy stopień, bo chociaż „lawina nie wie, że jesteś ekspertem”, to jakoś łatwiej jest nie wpakować się w g… z przygotowaniem.

P60116125148

Zgrupowanie na tafli Czarnego Stawu pod Rysami

Wybraliśmy się z MisQ i Patrycją. 3 dni, 19 osób, kilku instruktorów. Wiedza w większości (tak z 95 % mi znana), ale wieczorne i poranne wykłady były nieźle sformatowane. Istotna jednak była praktyka. Nic tak dobrze nie robi jak znalezienie kilku zakopanych dektorów we mgle, przenikliwym mrozie i padającym śniegu. Z chłopakami od dwóch lat chodzimy w góry z lawinowym ABC (detektor, sonda, łopata), jednak kilka dobrych porad od strony fachowców otwiera oczy, tak samo z sondowaniem i kopaniem śniegu. Z MisQ zgłosiliśmy się też na ochotników żeby dać się zasypać w jamie śnieżnej. Szu, szu, szu… Chłopaki działają łopatami a jama zamienia się śnieżny grobowiec. I to nic, że wiesz, że to tylko ćwiczenia i zaraz Cię odkopią. Instynkt każe Ci uciekać. Byłem zasypany może z minutę zanim zaczęli odkopywać, jednak miałem wrażenie, że leżę tam już 5 minut. No i jeszcze jedno – zasypanego prawie zupełnie nie słychać pomimo, że drze się wniebogłosy. Okrutne jest to, że dla odmiany zasypany słyszy wszystko doskonale, ale nic z tym nie może zrobić.

12540082_995700500498010_264415669_n

Profil należy obciążyć… Statycznie nie wystarczyło (było dość stabilnie), więc czas na mocniejsze argumenty – obciążenie dynamiczne

Ostatniego, trzeciego dnia kopanie profili śnieżnych i praktyczne zajęcia terenowe. Na szczęście dla kursu sypało mocno przez dwa dni i umiejętność wyboru drogi była nie tylko ćwiczeniem teoretycznym. Na Hali pod Mnichem u stóp Miedzianego było dość czujnie. Tomek Nodzyński zarządził torowanie w głębokim śniegu. Tomek jest uznanym w środowisku fachowcem i razem z prezentującym praktyczne podejście do zagrożeń Michałem Trzebunią stanowili niezły miks. Od unikania ryzyka po świadome nim zarządzanie. To drugie podejście umożliwia jakiekolwiek akcje górskie.

12570938_995701817164545_774133777_n

No i na koniec pozorowany alarm na lawinisku… O matko jaki tam był burdel. Jedni mają detektory na search inni jeszcze na send, hałas i pikanie. Udało się w końcu znaleźć detektor imitujący zasypanego… ale po tym bałaganie :

– jak ogarnąć role

– jak szukać

– jak kopać

No i oczywiście co dalej, ale to już lepiej znane z kursów pomocy przedmedycznej.

2014-12-24 Kopa Kondracka

Jeśli chcecie pobyć w Tatrach sami lub prawie sami to są takie dwa momenty, albo jest taka pogoda, że wróble chodzą pieszo (zasłyszane ostatnio u GOPRowca na Magurze Małastowskiej) albo wybieracie dzień nieoczywisty np. wigilę. No więc o 8 rano ruszyłem, ponieważ jednak samotne łażenie zimą w górach jest mało rozsądne wybrałem szlak dobrze mi znany: Przełęcz Pod Kopą Kondracką – Kopa – Goryczkowe Czuby – Kasprowy – Dolina Gąsienicowa.

Na Kopie. Wiało, tak że trzeba było ostatni odcinek wspomagać się dziabką. Zastanawia mnie ten kształt czaszki nad drogowskazem 🙂

2014-05-03 Próg Koziej

Przekonywałem, że pada, że będzie mokro i ślisko, że może kiedy indziej… Jedziemy zdecydowali młodzi. Padało, było mokro i ślisko i było super.

Z Weroniką i Maćkiem poszliśmy z zamiarem zobaczenia zimy pod Zawratem. No i jak zima zobaczyła nas to zaczęła się puszyć, śnieżyć i posypywać. Dzięki zimo.

2014.01.31 – Salatyn

Pierwsze skitury na Słowacji.

Salatyn jest żlebem w Tatrach Zachodnich, jednym z niewielu położonych wyżej miejsc udostępnionych do turystyki zimowej.  Andy i Lukcio zaliczyli go tydzień wcześniej, mówili, że wymagający, ale trafili na bajeczne warunki więc chętnie powtórzyli wyjazd.

Właściwe podejście na Salatyn odbywa się powyżej stoku narciarskiego Rohace-Spalena, wcześniej trzeba zdobyć 300 m w górę idąc wzdłuż trasy

Na pustym jeszcze o tej porze parkingu przekonuję chłopaków, żeby podjechać wyciągiem, ten manewr się jednak nie udaje. Zasuwamy do góry po trasie narciarskiej. Ostatnie trzy tygodnie miałem orkę w pracy więc wyjazd zaliczyłem niejako z marszu i spodziewam się, że będzie bolało. Zimy na Słowacji również nie ma (wiadomo – jest w Stanach) więc poruszamy się po łatach śniegu i wydeptanych ścieżkach. Tak jest do granicy wyznaczanej przez piętro kosówki. Po podejściu powyżej jej granicy dostajemy w twarz lodową kaszą. Silne wiatry były zapowiedziane. Wiatr, który uniemożliwia poruszanie się to co innego.

Film z tamtego miejsca i dnia, zamieszczony na forum skiturowy (skitury.fora.pl) lepiej opowie co tam wyprawiał wiatr.

Południowa herbatka na wietrze i w zamieci. Lukcio przygotowany

Zakładam raki, czekan w dłoń, narty do plecaka i do góry. Porywy wiatru nie dość, że niosą lodowy żwir to usiłują zsunąć przeciwnika w dół lub w bok. Kiedy śnieżna trąba nadciąga trzeba paść na brzuch mocno trzymając się kto czego może. Najpiej czekana. Kilka razy próbowałem podejść kilka kroków w górę, ale się nie dało.

Chłopaki też potrzebowali się przyziemić na moment żeby ich nie zwiało

Obawiam się jak będzie wyglądał zjazd w tych warunkach, może się uda śmignąć w przerwach. Lukcio i Andy trochę wyżej, sam czuję kurcze w udach. Tego się nie oszuka, brak treningu, zmęczenie pracą i hektolitry kawy.

Wreszcie na górze.

 

Znajdujemy jamę, w której nie jest cicho, ale da się przynajmniej przebrać. Wcześniej fotki. Andy i Lukcio.

Ruszamy w dół. Lukcio śmiga szybko, za nim ja. Niestety przy pierwszym skręcie czuję, że coś mi strzeliło w udzie. Zapewne nierozruszany kurcz mięśni i przeciążenie. Zatrzymuję się na stromym odcinku. Da się jechać czy nie – niestety boli, ale nie ma wyjścia jakoś się trzeba dostać na dół, a na tym lodzie o oszczędzaniu nogi nie ma mowy. Skręt po skręcie do bardziej miękkiego śniegu. Szkoda bo na dole warunki fantastyczne.Chłopaki wchodzą jeszcze raz do połowy żlebu.

Siadam za kamieniem okutany, jakiś ibuprom, ogrzewacz na bolące miejsce. Żałuję, że nie mogę podejść, ale poza urazem po prostu nie mam siły. Gadamy z Bartkiem, napotkanym freeride`owcem z Bielska-Białej. Ma tu bliżej niż w polskie Tatry, poza tym to w ogóle jedno z niewielu miejsc w Tatrach, gdzie można jeszcze przypiąć narty.

W oczekiwaniu na chłopaków. 

Chłopaki szusują i zjeżdżamy w dół. Czuję nogę, ale nie jest gorzej, wiec to jakieś miejscowe uszkodzenie. Andy i Lukcio wracają jeszcze na parę szusów po przygotowanym stoku, korzystam z okazji i odsypiam niedobory w samochodzie.

2013.12.28. Wrota Chałubińskiego

Pieszo, pieszo, k… pieszo!!! Koniec grudnia, a my tylko pieszo. Szkoda gadać co taka Pani zima może sobie zrobić z pojedynczym soplem. Tym razem byliśmy w składzie Andy, MisQ i ja.

Nad Morskim Okiem. Kry i Mięgusze. Idziemy na prawo. Foty. MisQ

Wrota Chałubińskiego, przełęcz gdzieś pomiędzy masywem Mięguszów a Szpiglasowym Wierchem. Moje skojarzenia z tym miejscem to próba letniego przejścia od słowackiej strony oraz historia z ubiegłego roku, kiedy grupa turystów przemierzała ceprostradę (szlak z Morskiego Oka do Doliny za Mnichem) i zjechała z lawiną do Morskiego Oka. Tym razem śniegu nie było zbyt dużo, więc wykorzystaliśmy letni szlak.

Zakładanie raków, sprawdzanie detektorów.

Ponieważ ten przypadek był omawiany na panelu dotyczącym lawin podczas KFG (Krakowski Festiwal Górski) oglądaliśmy żleb, z którego się zsunęło. To dość specjalistyczna obserwacja, ale zwykle, kiedy mówi się o lawinie, to myśli się o zasypaniu przez śnieg, zwały śniegu, ale znacząca część ofiar (o ile dobrze pamiętam – 40 %) lawin w polskich Tatrach to ludzie, którzy zostali przez nie zrzuceni z wysokości lub poobijani o skały. Tak też było w tym przypadku. Żadna z ofiar nie była przysypana.

Mnich. Jedno z bardziej charakterystycznych miejsc w polskich Tatrach.

No dobra, to ta ponura część zimy tego dnia nie była obecna. Lawinowa jedynka. Podejście pod górę standardowe. Ja z Andym trawersującym szlakiem, MisQ wersją letnią – żlebem. Później mówił, że żałował, że nie założył raków, bo było twardo, stromo i ślisko.Podejście poszło gładko.

No to mamy wszystko. MsiQ fotografuje, Andy na pierwszym planie, ja z przodu, Chałubiński powyżej. Chałubiński, doktor, Tytus ze swoimi szerokimi horyzontami jest chwilowo tylko stromym śnieżno lodowym podejściem.

Krok za krokiem, wyżej i wyżej. Czekan i raki oraz koncentracja dają dużą pewność. W żlebie mało osób.Na górze trochę wiało, ale nie bardzo, przed zejściem stromym żlebem żałowałem, że nie mam nart. Nie rozumiem tego, ale czuję się w nich pewniej niż w rakach i z czekanem.

Na szczycie. W lecie to pewnie byłaby dość monotonna wycieczka. W zimie fajne turystyczne wyznanie.

Drogę w dół potraktowałem jako trening umiejętności. Upadek na lodzie, zjazd w dół i nabieranie prędkości, koziołkowanie lub skały. To taka zła wizja. Książki i mądrzy ludzie mówią – tak: reaguj zanim nabierzesz prędkości, to podstawa. 

Na brzuchu. Oczywiście po upadku leci się również na plecy, głową w dół… ta pozycja to najłatwiejsza pozycja początkowa. Teoria mówi o tym co należy zrobić. Jak trzymać czekan, jak ułożyć stylisko. No, ale jak się jedzie w dół z coraz większą prędkością w dół to przypominanie sobie tej teorii trwa wieki, na szczęście zastosowana – działa.

 

Podczas pobytu w Dolince ze Mnichem cały czas oglądamy tę wzniosła turnię od południowej strony. Wygląda na osiągalną turystycznie. Zapada zmrok. Ledowe światełka czołówek ekip prowadzacych akcję górską lub schodzących (te jasne punkty – a propos zadanie: znajdź 3 ekipy i przyporządkuj. Jedna schodzi pod Bulą pod Rysami, druga pomiędzy Czarnym Stawem a Morskim Okiem, a trzecia spod Mniicha) w doliny nadają górom przestrzeń. Przed nami oświetlony księżycem masyw Rysów. 

Gawędzimy z taternikami, którzy zaliczyli Mnicha. Mnich w ogóle jest bohaterem mojej licealnej wyobraźni i lektury książek dla młodzieży Aleksandra Minkowskiego.

Sprawdzamy moją nową chińską lampkę. Jest dobrze – topi śnieg. Oczywiście w plecaku mam i niezawodnego petzla, ta jest do rowerowych i narciarskich zjazdów w nocy.

Schodzimy do Palenicy około 20. Zima w Tatrach rulez… Tylko gdzie te narty.

2013.12.18 – Goryczkowa

Zima nie łaskawa. W Tatrach brak śniegu, poza nielicznymi żlebami. Więc jeśli tylko spadło trochę ruszyliśmy pod górę z zamiarem dojścia na Kasprowy Wierch przez Halę Goryczkową. Klasyk na złe warunki.

Na parkingu w Kuźnicach MisQ pręży swój nowy detektor mammut element

Popas przy dolnej stacji kolei na Hali Goryczkowej

Przed wejściem na tzw. „patelnię” spotykamy Jędrzeja „Jędrola”, rowerowego znajomego, który zmaterializował się na podejściu na Kasprowy. Jedrol zasuwa szybciej, więc tego dnia spotykamy się dwa razy.

Nie dochodząc do szczytu wracamy. Coś nam dzisiaj nie szło za to zjazd daje frajdę.

No cóż, nie zawsze wszystko idzie tak jak trzeba, ale i tak jest fajnie.

2011.06.09 – Na Chrzanów

3 h 45 min. 110 km. 

Klasyk. Kraków – Babice – Chrzanów – Krzeszowice – Kraków. Ścigałem się ze średnią, która spadła do 27 po przejeździe przez Płazę. Udało się dociągnąć do 29.