2011.11.10/11 – Skrzyczne Nocą

Tradycyjny bałagan przed wyruszeniem. Godz. 22. Garaż w Milówce

Z cyklu wariackich przedsięwzięć: nocna wyprawa na Skrzyczne. Było zimno, ale sucho. Oczywiście wyprawa na rowerach 🙂

Relacja z rowerowania

O 5 byliśmy z powrotem w Milówce.

„Dzisiaj nad ranem zakończyła się trzecia (druga udana) ekspedycja Skrzyczne Nocą. Dziesięciu chłopa ruszyło z Milówki (gościnna meta u PePe) o 22:47 w czwartek. Wybraliśmy łagodny wariant wjazdu asfaltami i szutrami od strony Żywca. Tempo było spokojne, dostosowane do zamykających stawkę Jelitka i autora newsa. Przed godz. 2. dobijaliśmy się już do drzwi schroniska. Chłód dochodzący do -8 st. C, wiatr i osadzająca się szadź, a także księżyc nad chmurami sprawiały, że Skrzyczne rzeczywiście skrzyło się na srebrno. W schronisku czas na żarty, krupnik i przebranie ciuchów i tu nastąpił mały rozłam. Jelitek nie czuł się dobrze więc postanowił wracać tą samą drogą – szutrami w dół. Miki i Maciu zdecydowali się towarzyszyć mu w powrocie.
PePe planował ambitny wariant powrotu, ale po naradzie ustaliśmy, że należy go skrócić, tak żeby zdążyć do Milówki na 5 rano.
7 osobowa ekipa ruszyła więc granią, a ekipa schroniskowa znalazła ciepłe fotele i … zasnęła.
Pojechaliśmy w stronę Malinowskiej Skały. Było mroźnie, ale sucho i praktycznie bez śniegu. Po około kilometrze MisQ złapał gumę w swoim bezdętkowym zestawie, który ani się nie uszczelnił, ani nie pozwolił dopompować. Zatrzymaliśmy się i wszystkim zrobiło się cholernie zimno. W ruch poszły dodatkowe pary rękawic, kolejne kurtki, machanie kończynami, dzikie tańce żeby się rozgrzać. Był dylemat czy MisQ ma wracać do schroniska, czy jednak próbować jechać. Ostatecznie zjechaliśmy niżej, do lasu, gdzie osłonięci od mroźnego wiatru i wespół w zespół założyliśmy dętkę.
Później już sama przyjemność nocnego zjazdu w górach. Wariackiego, ale rozsądnego. Na chwilę tylko PePe przytulił się do matki ziemi, ale obyło się bez poważniejszych szkód cielesnych i materialnych.”

2011.11.06 – lajtowy rower

75 km. Wycieczka z lajtowiczami z forum rowerowania. Kolejny piękny listopadowy dzień – to stwierdzenie brzmi jak banał, ale w kraju, w którym zima trwa 6 miesięcy nie jest banalne.



Na trasie ze Scorpionem w okolicach Skały Kmity. Fot. Halina

2011.11.01 – bieganie

60 min. Wreszcie się zmęczyłem podczas biegu. Tylko jedna 3 minutowa przerwa na rozluźnienie bolącej łydki, a reszta to bieg po pagórkach wokół domu. No, wreszcie to wygląda jak wolny, toporny, ale bieg.

2011.10.30 – włóczenie się

50 km, po dolinkach z avg speed 18 km.

Znalazłem kolejny szlak w mojej- jakby się wydawało – wyeksplorowanej do cna Dolinie Prądnika. Będzie jak znalazł wiosną do poprowadzenia wycieczki pod nazwą „Setka w Dolinie Prądnika” czyli od początku czerwonego szlaku do Pieskowej Skały i z powrotem z licznymi meandrami. W linii prostej taka trasa ma 50 km, ale modyfikacje dadzą drugie 50 i jak sądzę sporo przewyższeń.

Nie odmówiłem sobie wejścia na skałę dla  takiego widoku jak na zdjęciu. Zejście w rowerowych butach z kołkami dostarcza sporo adrenaliny. Oczywiście wejście i zejście od strony krawędzi doliny, nie z dołu.

2011.10.29 – ustawka w Pychowicach

Ustawka to nowa tradycja rowerowania. 2 x do roku spotykamy się na nieformalne zawody na Pagórkach Pychowickich i ścigamy po ścieżkach, gdzie drogę wskazują strzałki wysypane mąką 🙂 Nie miałem zamiaru się ścigać. Nie jeżdżę, ale startować oczywiście wystartowałem, jadąc for fun ramię ramię z Przemem z rowerowania. Nawet takie lajtowe jechanie lekko mnie sponiewierało, ale to nie dziwi.

Wygrał Buli i to też nie dziwi, bo w tym roku jeździ świetnie. Wielkie brawa za ściganie się na maksa do końca, to oznaka szacunku do rywali, nawet jeśli żadnego nie miał w zasięgu wzroku.

W sumie 55 km, około 2 h 50 min.

2011.10.23 – bieganie

10 km. Polami w nocy, przy świetle czołówki do Krakowa. Urokliwy trucht. Biegłem po pompkę do amortyzatora pożyczaną od PePe. Wróciłem autobusem. Powrót – kolejne 10 km – to za dużo. Wydolnościowo ok, ale ciągle ścięgna i drętwiejące mięśnie utrudniają bieganie. Nie chcę tego forsować dlatego parę dni przerwy.

Biegłem po pompkę, bo przy próbie napompowania zeszło całe powietrze z amortyzatora. Na szczęście okazało się, że to pompka, a nie zawór w foxie.

2011.10.18 – bieganie

Jesienne alejki

1 h. Moje bieganie to ciągle marszo-biegi. Wydolnościowo bez problemu na wolne tempo truchtu, tylko ciągle coś boli, głównie w lewej nodze, gdzie mam lekko zmasakrowane śródstopie po pewnym meczu w koszykówkę.